Nie ulega wątpliwości, że Siedlecka Liga Okręgowa to nie jest szczyt marzeń i aspiracji węgrowskiej drużyny. Nie czas i miejsce, by szczegółowo analizować przyczyny obecnego stanu rzeczy, podobnie jak trudno oczekiwać, że aktualna sytuacja ulegnie radykalnej zmianie z dnia na dzień.
Jeśli jednak prześledzimy rundę jesienną od znaczonego porażkami początku i przedostatniego miejsca w tabeli, przez bezbarwny środek rundy, kiedy parę punktów uciekło w końcówkach meczów a nawet w doliczonym czasie gry skutkiem błędów własnych, w efekcie osłabienia drużyny niefrasobliwymi faulami, bądź z braku t.zw. piłkarskiego zdrowia – kiedy to miejsce tuż nad strefą spadkową wydawało się szczytem możliwości – szóste miejsce na koniec rundy należy ocenić w skali sześciostopniowej na cztery z dużym plusem.
Ostatnie mecze poprawiły bowiem nie tylko dorobek punktowy i pozycję w tabeli. Wykrystalizował się pewien trzon drużyny, nadający ton na boisku i w szatni. Swoje dokładają starsi, bardziej doświadczeni piłkarze jak Rafał Komosa, czy Łukasz Supleński, zawsze będący pod grą kapitan Radek Replin, imponujący przeglądem pola, arytmią gry i ułożoną lewą nogą, czego spektakularnym dowodem były dwie bramki zdobyte na własnym boisku bezpośrednio z rzutu rożnego. Swoje dokłada także młodzież, w tej liczbie coraz śmielej pukający do pierwszej drużyny wychowankowie grup młodzieżowych.
Udanym, by nie powiedzieć, że niespodziewanym zwieńczeniem ostatniej rundy było wyraźne zwycięstwo 3:1 w wyjazdowym meczu z liderem grupy Fenixem Siennica. Mecz ułożył się co prawda korzystnie już w pierwszej połowie, kiedy to po dwudziestu minutach prowadziliśmy dwa do zera po strzałach Przemka Ryczkowskiego i Sebastiana Sobieszczuka . Tyle, że gol kontaktowy i optyczna przewaga gospodarzy w drugiej połowie stawiały wynik spotkania pod znakiem zapytania do momentu, kiedy bramka strzelona przez Dawida Sałasińskiego ustaliła końcowy rezultat. Pod obiema bramkami nie brakowało ostrych spięć i sytuacji bramkowych, ale konsekwentna gra w obronie, wzajemna asekuracja i dokładanie serducha, kiedy nogi już nie niosły, a płucom brakowało oddechu przyniosły efekt. I tutaj dochodzimy do kolejnego elementu.
Wielu z piłkarzy Czarnych z racji obowiązków zawodowych i rodzinnych nieregularnie uczestniczy w treningach. Bywa, że wprost po służbie, lub wyczerpującej zmianie, często własnym transportem na ostatni moment dojeżdżają na mecz , by wspomóc drużynę. Cóż dopiero, gdy kontuzje i kartki eliminują z udziału tylu zawodników, że problemem nie jest już optymalne ustawienie, ale skompletowanie regulaminowej liczby piłkarzy, wliczając w to nawet trenera.
Na paru pozycjach potrzebujemy wzmocnień, na innych dublerów, wie o tym i sztab szkoleniowy i prezes Dariusz Dobosz i sami piłkarze. Jeśli jednak jest trzon zespołu, duch zespołowy, świadomość tego co już się udało osiągnąć i jak niewiele brakuje, by w dającej się przewidzieć perspektywie grać o wyższe stawki, na miarę ambicji, potencjału i niedawnych przecież czasów, które pamiętają nie tylko kibice, ale także nadal sportowo czynni i mający swoje ambicje doświadczeni zawodnicy a także młodzi, nieznający jeszcze smaku czwartej ligi, wydaje się, że runda wiosenna da odpowiedź na pytanie o perspektywy tego zespołu. Podsumowania nie będzie. Na analizy i wyznaczenie nowych celów przyjdzie bowiem czas po grudniowym Walnym Zgromadzeniu. Na razie zaś dziękujemy za już i prosimy o jeszcze na wiosnę.